Taylor Swift świętuje szczęśliwe zakończenie swojego nowego albumu „The Life of a Showgirl”

Dwunasty album studyjny amerykańskiej piosenkarki to intymne spojrzenie wstecz na świat reflektorów. Pozostała część utworów jest dedykowana jej narzeczonemu Travisowi Kelce.
Dwunasty album studyjny Taylor Swift przywołuje na myśl blask reflektorów i świętowanie. „The Life of a Showgirl” przywołuje również wspomnienia męczącego zmywania makijażu i samotnej drogi powrotnej do hotelu. Album jest kontynuacją zeszłorocznej, bijącej rekordy trasy koncertowej „Eras Tour”. To finał trzygodzinnego spektaklu na scenie. Sama Swift nazwała album „spojrzeniem zza kulis na moje życie w trasie” w podcaście w sierpniu.
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Album rozpoczyna się utworem „Los Ofelii”. Ofelia Szekspira ginie na oczach wszystkich. Taylor Swift jest obecnie szczęśliwa i zaręczona. Co więc ma do powiedzenia ta piosenka? „Uratowałaś moje serce przed losem Ofelii” – śpiewa na końcu. Połowa utworów jest dedykowana gwieździe futbolu, Travisowi Kelce.
Po wątpliwościach następuje nadzieja„The Tortured Poets Department” (2024) był albumem wątpliwości. Teksty poruszały tematy dorastania i rozczarowania. „Showgirl” jest bardziej optymistyczna. „Father Figure” to cover klasyka George’a Michaela z 1987 roku, wzbogacony o orkiestrę smyczkową. Ten sam zespół pojawia się w innych utworach. Na przykład „Wood” ratuje go przed słabymi metaforami. „Opalite” przesiąknięty jest łagodnym rockiem Fleetwood Mac. „Eldest Daughter” to ironiczna ballada o internetowej świetności („Nie jestem złą suką”).
Taylor Swift jest prześmieszna, gdy dziękuje swoim „hejterom” za gwałtowny riff gitarowy w „Actually Romantic”. Staje się bardziej twarda, gdy grozi: „Zanim się obejrzysz, będziesz spał z rybami”. Jedynie „Cancelled!” zawodzi – teatralny powrót do retoryki ofiary z lat 2010.
Na swoim nowym albumie Swift zrezygnowała ze współpracy z wieloletnim producentem Jackiem Antonoffem i zamiast tego ponownie połączyła siły z Maxem Martinem i Shellbackiem, którzy stworzyli już jej największe hity. Producenci nie oferują tu przepychu, a raczej platformę, na której zwinne, błyskotliwe teksty Swift mogą zabłysnąć.
„The Life of a Showgirl” to radykalne zerwanie z prozaicznym i bolesnym poprzednikiem. Podczas gdy „The Tortured Poets Department” wydawał się szary i rozwlekły z 31 utworami, „Showgirl” jest olśniewający i zwięzły: 12 utworów, precyzyjnie skonstruowanych i zawsze w tym samym tempie, które dawno temu stało się tempem Taylor Swift. Zbiór piosenek o fasadzie sławy i o tym, co trzeba zrobić, żeby ją odsłonić.
Wszystko zaczęło się w 2006 roku od gitar country, od młodej dziewczyny, która śpiewała już o miłości w największych salach koncertowych w całych Stanach Zjednoczonych, podczas gdy jej koledzy byli jeszcze w liceum. Jednak od samego początku piosenki były bardziej popowe niż ich gatunek. Nawet w „You Belong With Me” (2008) było więcej popu niż Nashville, więcej czerwonej sukienki niż kowbojek.
Później nastąpił przełom: dubstepowe brzmienie utworów „I Knew You Were Trouble” (2012) i „Anti-Hero” (2022), chwytliwego utworu, w którym wokalistka określiła siebie jako postać problematyczną. Każdy z tych muzycznych momentów był mozaiką w karierze, która rozwijała się niepewnie, lecz nieubłaganie.
Przekazanie pałeczki młodszemuGeniuszami często nazywa się tych, którzy stawiają opór przeciwnościom, którzy głośno i nieubłaganie się wyłamują. Taylor Swift nie pasuje do tego schematu. Jej sztuka jest inna: nie polega na rozbijaniu rzeczy, ale na ich łączeniu. Jeszcze przed premierą nowego albumu Taylor Swift pobiła kolejny rekord. Ponad 5,6 miliona użytkowników zapisało go na Spotify.
Fanki Swift potrafią przekuć każde zdanie w każdej piosence swojego idola w wyrocznię. Taylor Swift sama nauczyła tego swoich fanów. Już w książeczkach do swoich pierwszych płyt pisała poszczególne litery wielką literą, tworząc sekretne wiadomości. Kiedy już je znajdą, będą szukać dalej i dalej. Luźny żart o chlebie na zakwasie przeradza się wśród fanów w całą teorię na temat możliwego występu na Super Bowl w 2026 roku. Prawdziwa energia tej społeczności tkwi w interpretacji, a nawet w dzieleniu się błędami.
Sabrina Carpenter pojawia się w finałowym, tytułowym utworze „Showgirl”. 26-letnia piosenkarka śpiewa całą zwrotkę, harmonizuje z 35-letnią Swift, a także użycza swojego głosu w przyspieszonym, niemal muzycznym łączniku. Brzmi to niemal jak przekazanie pałeczki – Swift ustępuje miejsca kolejnemu pokoleniu.
Ale: „Do zobaczenia następnym razem” – obiecuje, a rozbrzmiewają brawa. Historia Taylor Swift jeszcze się nie skończyła. Zarówno szczęście, jak i smutek domagają się języka. Nawet w rzekomo satysfakcjonującej biografii pojawiają się nowe prawdy i nowe oczekiwania.
nzz.ch